środa, 9 lipca 2014

ODWIEDZINY MOJEJ ANI,ROZMOWY NIEDOKOŃCZONE...


   
      To że Ania miała przyjechać w odwiedziny 4 lipca
       wiedziałam wczesniej.W piątek od Pauliny bratowej Ani, 
       dostałam wiadomość że ktoś po mnie przyjedzie o godz.15
       Naszykowana z wielką radością czekałam,Paulina powiedziała
       że jadą właśnie po Anię do Krakowa.Nie mogłam 
       uwierzyć że zobaczę moją Anię.
       Mineło trochę czasu gdy ostatnio przyjechała i byłyśmy
       na święceniach kapłańskich znajomego księdza Rafała.
      Powiedziałam bratu żeby został z chorą mamą,przyszedł
      cieszyłam się.
      Na dole zadzwonił domofon,odezwało się małe dziewczątko to
      Kinia (Kinga) "to my",powiedziała.
      Za chwilę w drzwiach stała Moja Ania i córeczka Ani brata.
      Były łzy szczęścia,znów się widzimy,brat mówi że mnie 
      zniesie z tej mojej"piramidy" ale u Ani nie było mowy, jak
      za dawnych lat zniosła mnie z 3 piętra.
      Gdy zajechaliśmy,w ogrodzie stał już ogromny namiot,w środku
      zastawione stoły i rodzinka oraz najbliżsi znajomi Ani.
      Wtedy zrozumiałam dlaczego wszystko pod namiotem.
      Ilekroć u  Ani byłam na ognisku a zdarzało się,tradycją był
      deszcz,zawsze padało tym razem także pokropiło,ale było
      tak pięknie,tak miło tylu znajomych,a wśród nich Aneczka,
      uśmiechnięta wydawała się taka szczęśliwa miała  wszystkich
      tak blisko,wspaniałą mamę,tatę tylko babcia złożona chorobą
      w łóżku ale szczęśliwa z przyjazdu wnuczki.
      Rozmowom,wspomnieniom nie było końca.O 22 godz.
      powoli rozpoczeły się pożegnania.
      Nie zapomnę gdy wszyscy pojechali a my z Anią i jej mamą
      usiedliśmy na schodkach i z kubkiem gorącej herbaty w
      rękach,zaczeły się nasze rozmowy niedokończone,spojrzałam
      wtedy na niebo było takie gwiazdziste.Wtedy sobie o czymś
      pomyślałam,ale niech to będzie moją tajemnicą.
      To był piękny dzień i piękna noc ( 1 w nocy ). Jak zawsze
      dzięki tobie Aniu,wracałam z Tobą w nocy okryta twoim 
      polarem.
                                                                                     

     
     
                            
                                                                                                              
  

1 komentarz: